18 maja, w poniedziałek, zwiększają się limity osób, które mogą ćwiczyć na otwartych obiektach sportowych:
– na stadionach, boiskach, skoczniach, torach, orlikach, skateparkach może przebywać maksymalnie 14 osób (+2 trenerów);
– na otwartych pełnowymiarowych boiskach piłkarskich mogą przebywać maksymalnie 22 osoby (+4 trenerów).Istnieje możliwość dzielenia boiska piłkarskiego na dwie połowy oddzielone od siebie buforem bezpieczeństwa. Jeśli wydzielimy 5-metrową strefę buforową, wtedy na jednej połowie może przebywać równocześnie 16 osób +3 trenerów. W sumie na pełnowymiarowym boisku piłkarskim mogą przebywać w takim wariancie 32 osoby (+ 6 trenerów).
Od 18 maja będzie także można organizować zajęci w obiektach zamkniętych. W salach i halach sportowych równocześnie będzie mogło ćwiczyć:
– 12 osób + trener (w obiektach do 300 m2),
– 16 osób + 2 trenerów (w obiektach od 301 do 800 m2),
– 24 osoby + 2 trenerów (w obiektach od 801 do 1000 m2),
– 32 osoby + 3 trenerów (w obiektach powyżej 1000 m2).
W obiektach zamkniętych nie można będzie korzystać z szatni ani węzła sanitarnego (poza WC). Po każdych zajęciach należy przeprowadzić dezynfekcję urządzeń.
Koronawirus niszczy światowy sport. Jak walczyć z zarazą? Najwięksi światowego sportu deklarują do walki z zarazą swoje pieniądze!
Oto kilka sław i ich deklaracje:
Robert Lewandowski – 1 mln euro.
„Zdecydowaliśmy się przekazać milion euro na walkę z koronawirusem”. Tak mówił Robert Lewandowski w marcu. Pieniądze przeznaczył dla polskich szpitali. Polski napastnik gra w jednej z najlepszych drużyn świata. Ma świadomość, że trzeba zrobić wszystko, aby piłka nożna wróciła na stadiony. Czekają na to nie tylko piłkarze ale i kibice. „Dziś wszyscy jesteśmy świadomi trudności sytuacji. Dziś gramy w jednej drużynie. Bądźmy silni w tej walce i bądźmy jednomyślni.” – tak Lewandowski uzasadniał swoją decyzję. Brawo dla Pana Roberta!
2. Roger Federer – 1,02 mln dolarów (1 mln franków szwajcarskich)
Jeden nie tylko z najlepszych tenisistów świata, ale także jeden z najbardziej ulubionych. Fani tenisa zachwycają się jego stylem gry. Elegancją i precyzją. Federer przekazał 1 milion franków dla, jak określił „najbardziej potrzebujących rodzin”. Przy tej okazji powiedział „to trudne czasy dla wszystkich i nikt nie powinien pozostawać w tyle… Razem możemy pokonać ten kryzys”. Federer powiedział też, że liczy na innych, że znajdzie naśladowców. Nie mylił się.
3. Lionel Messi – 1 mln euro.
Piłkarz legenda, choć wciąż jeszcze gra. Argentyńczyk już wcześniej wspomagał finansowo organizacje walczące z klęskami żywiołowymi czy chorobami. Na przykład przekazał 600 tysięcy euro na remont szpitali w rodzinnej miejscowości. Teraz, w okresie pandemii przekazał 1 milion euro dla szpitala w Barcelonie. Jego fundacja jest aktywnym wspomagającym różnorakie potrzeby społeczne, szczególnie w Argentynie.
4. Josep Guardiola – 1,08 mln dolarów
Jeden z najsłynniejszych trenerów na świecie. Dziś trener Manchesteru City. Przekazał pieniądze na ośrodek medyczny w Barcelonie, Barcelona Medical College. Ośrodek był i jest w bardzo trudnej sytuacji, jak cała Hiszpania. Guardiola bez wahania postanowił pomóc.
5. Michael Jordan – 3-4 mln dolarów!
Być może najlepszy koszykarz wszechczasów. Dokumentalny film o jego życiu i karierze „The Last Dance” przyniósł mu wielkie pieniądze. Według „Forbesa”, mogą to być 3-4 miliony dolarów. Michael Jordan postanowił całą tę kwotę przekazać na walkę z koronawirusem. Pieniądze trafią do organizacji charytatywnych.
6. Cristiano Ronaldo i Jorge Mendes – 1 mln euro.
Gwiazda światowej piłki, piłkarz Juventusu wraz ze swoim menedżerem przekazali 1 milion euro na pomoc portugalskim szpitalom w Lizbonie i Porto. Za te pieniądze został zakupiony sprzęt medyczny.
7. Gareth Bale – 500 tys. funtów.
Kolejny świetny piłkarz, reprezentant Walii, gracz Realu Madryt przekazał 500 tysięcy funtów na pomoc dla szpitala w Cardiff. „Ten szpital zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Tutaj przyszedłem na świat!”
8. Drew Brees – 5 mln dol.
Drew Brees to znakomitość futbolu amerykańskiego, dyscypliny, za którą Amerykanie szaleją. Przez wiele lat był gwiazdą, która przyciągała tłumy. Postanowił pomóc społeczności w Luizjanie. Współpracując z organizacjami charytatywnymi stworzył specjalny program pomocy dla dzieci, seniorów i ubogich rodzin. Wartość tego przedsięwzięcia oceniono na 5 milionów dolarów.
9. Conor McGregor – 1 mln euro
Irlandczyk, zawodnik mieszanych sztuk walki (MMA). Na walkach w klatce zebrał ogromny majątek. Postanowił przekazać na rzecz szpitali w Irlandii 1 milion euro. Za te pieniądze kupiono niezbędny do walki z zarazą sprzęt.
10. Jakub Błaszczykowski – 400 tys. zł
„Walka z pandemią koronawirusa ma ogromny wpływ na życie nas wszystkich. Przed nami jeden z najważniejszych sprawdzianów z empatii i odpowiedzialności. Jesteśmy razem. Pomagajmy…” . Jakub Błaszczykowski, znakomity piłkarz, przez wiele lat podpora reprezentacji Polski, obecnie gracz Wisły Kraków.
11. Joshua Kimmich i Leon Goretzka – 1 mln euro.
Koledzy Roberta Lewandowskiego z Bayernu. Utworzyli oni specjalną stronę internetową „We kick Corona” dla prowadzenia walki z koronawirusem. Sami desygnowali tam 1 milion euro. Na tej platformie można nie tylko wpłacać pieniądze, ale także zwracać się o pomoc.
12. Zlatan Ibrahimovic – 100 tys euro.
Gwiazdor szwedzkiej i światowej piłki, w początkowym okresie pandemii zorganizował zbiórkę środków na walkę z zarazą, na rzecz włoskich ośrodków medycznych, bowiem właśnie we Włoszech spędził większość swojej kariery. Sam przekazał na pomoc 100 tysięcy euro.
13. Agnieszka Radwańska
Agnieszka Radwańska w pierwszej fazie epidemii przekazała dla Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie 10 tysięcy maseczek. „To moja cegiełka dla tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy i naszego wsparcia”.
Powyższe przykłady nie są odosobnione. Sportowcy świata, w tym sportowcy polscy coraz liczniej wspierają walkę z wszechobecną zarazą. Słowa podziękowania im wszystkim.
Cztery i pół tysiąca ludzi na trybunach. Drugie tyle przed budynkiem. Maj, 1953 rok! W ringu ustawionym pośrodku hali młody, 20-letni polski pięściarz Leszek Drogosz i uznana sława w świecie boksu, radziecki pięściarz Miednow. Drogosz, później zwany „czarodziejem ringu”, nie daje się trafić. Wśród okrzyków „bij Ruska”, tańczy wokół swojego rywala. Wygrywa zdecydowanie.
Co to za impreza? X Mistrzostwa Europy w boksie. Kilka lat po wojnie, gdy w mieście wciąż można było widzieć gruzy ze zniszczeń wojennych, władze podjęły decyzję o zorganizowaniu w Warszawie wielkiej imprezy sportowej. Jedynym miejscem nadającym się do przeprowadzenia takich zawodów była Hala Gwardii, całkowicie zniszczona w czasie Powstania Warszawskiego, ale szybko odbudowana. W boksie mieliśmy nieocenionego trenera Feliksa Stamma, który świetnie przygotował reprezentację Polski do występu w tych zawodach.
Walka Drogosza z Miednowem stała się symbolem tych mistrzostw. Oto bokserzy ZSRR, zdecydowani faworyci turnieju, przegrywają pierwszą walkę. A później już wszystko potoczyło się po naszej myśli. Ogromne pasmo sukcesów. Polacy zdobywają 5 złotych medali, 2 srebrne i 2 brązowe. Zdobywają drużynowy Puchar Narodów. Tłumy wewnątrz i tłumy na zewnątrz, przy ustawionych na Placu Mirowskim megafonach. Stamm niesiony na rękach kibiców z hali aż do hotelu „Polonia”. Hala Gwardii staje się mekką polskiego boksu.
🔹🔹🔹
Hala Gwardii to bliźniaczka hali Mirowskiej. Oba obiekty zostały wybudowane w latach 1899-1902 z przeznaczeniem na handel. Po odbudowie, hala zachodnia pełniła funkcje handlowe, a hala wschodnia początkowo została przeznaczona na zajezdnię autobusów, słynnych francuskich „Chaussonów”, ale od czasu opisanych wyżej Mistrzostw Europy spełniała, przez długie lata, funkcje sportowe. Dziś, choć istnieje, to nie ma w niej sportu, więc możemy uznać ją za „dawny obiekt sportowy” miasta.
W Hali Gwardii gościli nie tylko bokserzy. Wspomnijmy kilka innych wydarzeń sportowych, które tworzą historię tego miejsca. Rok 1964. Maj. Do Polski przyjeżdża niezwykły koszykarski team z USA. Tylko 8 koszykarzy, ale za to jakich. Bill Russell, przed erą Michaela Jordana bodaj najwybitniejszy spośród wszystkich. Gwiazda NBA. Podobnie wielki „O”, Oskar Robertson. Bob Cousy, sława nad sławy. Wszyscy trzej zdobywali tytuł MVP w NBA. Cała ósemka to znakomitości. Pierwszy mecz Amerykanie grają z „Legią”. Wygrywają, ale tylko 20 punktami.
To najlepszy wynik z wszystkich europejskich przeciwników ekipy amerykańskiej w całym 25 meczowym tournée. Hala Gwardii pęka w szwach. Na drugi dzień przeciwnikiem gwiazd NBA jest AZS AWF. „Czarodzieje z Bielan”, bo tak nazywany był ten zespół, przegrywają do przerwy tylko 37:42! W drugiej połowie było już trochę gorzej. Hala Gwardii przeżywa wielkie święto koszykówki. W tamtych latach polska liga koszykówki potrafiła wystawić kilka drużyn ligowych, złożonych tylko z polskich zawodników, do walki ze znakomitymi Amerykanami.
Pamiętam inny mecz koszykówki rozgrywany w Hali Gwardii. Towarzyski mecz Polska–Francja. To też były lata 60-te. Trybuny wypełnione do ostatniego miejsca. Oto do końca meczu kilka sekund. 64:63 dla Francuzów. Piłkę ma Nartowski, rzuca półhakiem, piłka krąży po obręczy. Patrzymy z zapartym tchem, wpadnie czy nie wpadnie do kosza? … Nie wpadła! Francja wygrywa jednym punktem.
🔹🔹🔹
Hala Gwardii gościła także światową czołówkę szablistów. Tu w latach 50-tych i 60-tych rozgrywany był turniej „O szablę Wołodyjowskiego”. Kiedyś zapytano Wojciecha Zabłockiego, znakomitego polskiego szablistę, później architekta, jaki mecz utkwił mu najbardziej w pamięci. Odpowiedział: „ten ze Związkiem Radzieckim w roku 1964 w hali Gwardii”. Polska ekipa wygrała ten mecz, a Wojtek Zabłocki pokonał w nim wszystkich czterech szablistów radzieckich!
W tamtych latach Hala Gwardii była też świadkiem zwycięstwa polskich szablistów nad wielką potęgą szablową, jaką byli Węgrzy z Karpatim i Gerevichem.
🔹🔹🔹
Warto też wspomnieć, że w tej hali grywano też w tenisa. W roku 1966 gościmy w Warszawie tenisistów angielskich. Na korcie, którego nawierzchnia wyglądała jak lustro, Wiesław Gąsiorek i Taylor. Gąsiorek – mistrz przebijania. Mecz trwa i trwa. Wtedy nie było jeszcze tie-breaków. Trzeba było wygrać seta z przewagą dwóch gemów. W końcu o 3 w nocy wygrywa Taylor… 27:29, 31:29, 6:4! Gdzieś około roku 1970 Polska gra w Hali Gwardii mecz… z Danią? Może z Danią. W ostatnim pojedynku meczu na kort wychodzi młody chłopak, może 18-letni młodziutki polski tenisista… Wojciech Fibak! Nie pamiętam wyniku jego meczu, ale pamiętam z jak wielką sympatią został przyjęty przez kibiców. Jeszcze wtedy nikt nie wiedział, że oto rodzi się legenda polskiego tenisa. W Hali Gwardii właśnie!
🔹🔹🔹
Hala Gwardii to miejsce z kawałkiem historii polskiego sportu. Jej następcą jest „Torwar”. Już staruszek. A kiedy będzie w Warszawie hala sportowa na miarę stolicy dużego europejskiego państwa?
Majowa rocznica zakończenia II wojny światowej jest okazją do przypomnienia sportowców, którzy podczas tej wojny zginęli. „Przegląd Sportowy” przypomniał tragiczne losy polskich sportowców w czasie wojny, w artykule zatytułowanym „Walczyli o ten dzień”. Przypomnijmy więc przynajmniej kilku z nich.
1. Janusz Kusociński Złoty medalista w biegu na 10 km na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles w roku 1932. Wygrał po pasjonującym biegu z koalicją biegaczy fińskich. W czasie wojny działał w podziemiu, był członkiem Związku Walki Zbrojnej. Aresztowany w marcu 1940 roku, torturowany.Zginął w czerwcu 1940 roku rozstrzelany przez hitlerowców w Palmirach w Puszczy Kampinoskiej.
2. Eugeniusz Lokajski Lekkoatleta, czołowy oszczepnik świata w okresie międzywojennym. Olimpijczyk z Igrzysk Olimpijskich z Berlina w roku 1936, w których zajął 7 miejsce w konkursie rzutu oszczepem. Żołnierz AK, porucznik rezerwy. Walczył w Powstaniu Warszawskim, w kompanii „Koszta”. Zajmował się fotografią. Podczas powstania wykonał ponad 1000 zdjęć dokumentując powstańcze wydarzenia. Zginął 25 września 1944 roku, pod gruzami bombardowanej kamienicy na ulicy Marszałkowskiej 129.
3. Bronisław Czech Jeden z najlepszych polskich narciarzy okresu międzywojennego. Niezwykle wszechstronny. Uprawiał zjazdy, skoki i biegi. Także narciarstwo wysokogórskie i taternictwo. 24-krotny mistrz Polski w różnych konkurencjach narciarskich. Trzykrotny olimpijczyk: St. Moritz 1928, Lake Placid 1932, Garmisch – Partenkirchen 1936 rok. Działał w ruchu oporu. Był kurierem na Węgry. Aresztowany w maju 1940 roku trafił do obozu. Zmarł w obozie koncentracyjnym w Auschwitz w czerwcu 1944 roku.
4. Helena Marusarzówna Świetna narciarka. Siedmiokrotna mistrzyni Polski w konkurencjach alpejskich. W czasie wojny kurier tatrzański. Przenosiła pocztę i przeprowadzała ludzi górskim szlakiem na Węgry. Pisano o niej „Piękna i odważna”. Rozstrzelana w Podgórskiej Woli 12 września 1941 roku. Miała 23 lata.
5. Tomasz Stankiewicz Kolarz. Srebrny medalista olimpijski z Paryża z roku 1924 w wyścigu drużynowym na dochodzenie. W czasie wojny działał w Związku Walki Zbrojnej. Wpadł przy roznoszeniu prasy podziemnej. Rozstrzelany w zbiorowej egzekucji 21 czerwca 1940 roku w Palmirach.
6. Zdzisław Kawecki Jeździec, rotmistrz WP. Srebrny medalista olimpijski w konkursie drużynowym WKKW z igrzysk w Berlinie w 1936 roku. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. W 1939 roku aresztowany przez sowietów, przetrzymywany w obozie w Kozielsku, zginął zamordowany w Katyniu w kwietniu 1940 roku.
7. Aleksander Garkowienko Zapaśnik. Słynna „Czarna maska”. Mistrz świata zawodowców w 1931 i 1935 roku. Walczył komercyjnie w Ameryce. Niezwykle popularna postać przedwojennej Warszawy. W czasie Powstania Warszawskiego budował barykady Zginął 19 września 1944 roku na ulicy Koszykowej, rozerwany wybuchem bomby.
8. Dawid Przepiórka Szachista. Srebrny medalista w drużynie olimpiady szachowej w Pradze w 1931 roku. Wicemistrz świata amatorów w 1928 roku. Współzałożyciel Polskiego Związku Szachowego. Aresztowany w styczniu 1940 roku w kawiarni szachowej przy ulicy Marszałkowskiej 76. Zginął rozstrzelany w Palmirach prawdopodobnie 22 stycznia 1940 roku.
9. Jerzy Iwanow – Szajnowicz Pływak. Reprezentant Polski w piłce wodnej. Poliglota, oprócz polskiego znał język angielski, niemiecki, francuski, rosyjski i grecki. Agent polskich służb specjalnych. Bohater greckiego ruchu oporu. Agent brytyjskiego wywiadu. Grupa Iwanowa prowadziła działalność sabotażową niszcząc silniki samolotowe sił niemieckich i włoskich, a także zakładając miny pod niemieckie okręty. Zginął rozstrzelany podczas kolejnej próby ucieczki 4 stycznia 1943 roku w Atenach.
10. Urszula Stępińska Gimnastyczka. Olimpijka z Berlina z roku 1936. Jednak z powodu kontuzji w zawodach nie wystartowała. W 1938 roku zdobyła brązowy medal w Mistrzostwach Świata w Pradze. W czasie wojny zajmowała się kolportażem podziemnej prasy i małym sabotażem. Aresztowana w listopadzie 1943 roku, zmarła torturowana w krakowskim więzieniu na ulicy Montelupich, 11 lutego 1944 roku. I wielu, wielu innych.JW.
Doping to plaga, która wypacza wyniki rywalizacji sportowej. Przemożna chęć wygrywania za wszelką cenę prowadzi do ogromnych nadużyć, nie tylko w zdrowiu zawodników, ale także w ich psychice, a nade wszystko niweczy honor sportowca. Jak instytucje zwalczające doping radzą sobie w czasach pandemii, na rok przed nowym terminem Igrzysk Olimpijskich w Tokio? Dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej POLADA Michał Rynkowski mówi: „System antydopingowy funkcjonuje dziś w bardzo ograniczonym zakresie, kontrole odbywają się tylko w wyjątkowych wypadkach. Ponad 90 krajowych agencji antydopingowych zawiesiło swoja działalność.” Kontrola antydopingowa – jak? „Próbki będą teraz pobierane ze specjalnym protokołem bezpieczeństwa…”
🔹🔹🔹
Ale pandemia robi swoje. Na świecie 1/3 laboratoriów przestała pracować. Kontrole są ograniczane głównie poprzez zakaz przemieszczania się. Specjaliści twierdzą, że część sportowców-oszustów może teraz, w sposób nieuczciwy i szybki uzyskać lepsze efekty. Na przykład w sportach siłowych zrobią sobie masę mięśniową i już tego nie stracą. Wielu oszustów może teraz majstrować „po cichu”, to ich czas! W kwietniu obchodziliśmy „Play True Day”. Dzień poświęcony uczciwemu sportowi. Przy tej okazji szczególnie został podkreślony cel walki z dopingiem w sporcie. Cel jakim jest zwiększenie świadomości zawodników i personelu medycznego w zakresie ochrony wartości, jakie stanowi sport bez dopingu.
🔹🔹🔹
W lutym Polski Komitet Olimpijski, Polska Agencja Antydopingowa POLADA oraz Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych zawarły porozumienie o współpracy w walce z dopingiem. Porozumienie kładzie nacisk na edukację i informację. Między innymi na ulotkach dołączonych do leków mają się pojawić informacje o zagrożeniu dopingiem.
🔹🔹🔹
Chcemy mieć czysty sport. Nie tylko dyscypliny olimpijskie, cały sport bez dopingu! Sięgamy do sankcji wg POLADA. Na liście naruszeń przepisów antydopingowych przeważa kulturystyka, ale znajdujemy także inne dyscypliny: podnoszenie ciężarów, zapasy, rugby, boks, żużel… Żużel! Ostatni, najbardziej gorący problem związany z dopingiem dotyczy żużla właśnie. Sprawa trwa już 8 miesięcy. Panel Dyscyplinarny II instancji rozpoznaje właśnie sprawę jednego z czołowych polskich żużlowców Maksyma Drabika. Szanse na pomyślną dla zawodnika decyzje są minimalne.
🔹🔹🔹
Jakie karty są stosowane za użycie środków dopingujących? Zazwyczaj kary zawieszenia, rzadziej dyskwalifikacja dożywotnia. Ale oto możemy mieć pierwszy przypadek zastosowania kary więzienia. Niemiecki bokser, 41-letni Felix Sturm został skazany na 3 lata więzienia, po pierwsze za malwersacje podatkowe, a po drugie za… doping! Dotychczas sportowców- dopingowiczów skazywano za różne inne przestępstwa, ale nie za doping. Nie wszystkie kraje uznają doping jako przestępstwo. Doping jest przestępstwem we Włoszech, Francji, Niemczech czy Austrii. W Polsce więzienie może grozić temu, kto poda środki dopingujące nieletniemu lub pełnoletniemu bez jego wiedzy. Także za produkcję środków lub ich przemyt. Za rok Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Bez dopingu?! „Play True Day”. Nie tylko od święta.
Wyścigi konne! Przez całe lata budziły wielkie emocje. Wyścigi konne w powojennej Warszawie były wielką atrakcją i gromadziły na służewieckim torze tłumy. Na głównej trybunie cała „warszawka”. Panie w gustownych kapeluszach, obok szarmanccy panowie. A gdzieś wśród nich wytrawni gracze, często zwykli naciągacze, którzy obok oficjalnego totalizatora prowadzili swój prywatny. I w kasach i poza nimi obracano dużymi pieniędzmi! Dziś tor służewiecki pozostaje wciąż urokliwym miejscem, ale wyścigi już nie te!
♦️♦️♦️
Ale wszystkiemu początek dało Pole Mokotowskie. To właśnie na Polu Mokotowskim urządzono pierwsze wyścigi konne w Warszawie. Był rok 1841. Urządzony tor liczył 1000 metrów i ciągnął się wzdłuż dzisiejszych Alej Niepodległości. Jednakże prawdziwe ściganie zaczęło się wraz z wprowadzeniem totalizatora. To był 1880 rok. Co prawda pieniądze psuły sportowy charakter wyścigów, ale na torze zaczęli się pojawiać jeźdźcy z całej Europy. W 1887 roku tor został urządzony na nowo, nieco bliżej miasta, wzdłuż ulicy Polnej. Kalendarz wyścigów obejmował dwa sezony: wiosenny i letni, po kilkadziesiąt dni każdy. Najważniejszą gonitwą stała się Gonitwa Warszawska.
♦️♦️♦️
W historii wyścigów odnotowano wyjątkowe wydarzenie, jakim był bieg długodystansowy w roku 1895. Miał to być wielki wyścig, ale z powodu zachłanności właścicieli stajni zamienił się w wydarzenie bulwersujące, czy nawet tragiczne. Podczas biegu ¾ koni, czyli około 30, padło z wycieńczenia. Ówczesna prasa nie pozostawiła na właścicielach Torów Wyścigów Konnych suchej nitki, oskarżając ich o nadmierną żądzę zysków, co doprowadziło do tragedii!
♦️♦️♦️
Emocje sportowe podczas wyścigów okraszone były emocjami towarzyskimi. Na wyścigi przybywali znamienici obywatele Warszawy, którzy tu prezentowali najnowsze trendy mody. Ale przecież także gawiedź warszawska uznała to miejsce za niezwykle atrakcyjne. Oto jak „Kurier Poranny” opisywał sposób dotarcia na tor wyścigów. „Co za tłok. Korytarzem ulicy Kaliksta sunął nieprzerwany łańcuch powozów, dorożek, automobilów, koczów… zaś po chodnikach tej ulicy płynęły dwa gęste jak kisiel, strumienie pieszej publiczności. Woźni stojący u bram pola wyścigowego świecili się od potu, bowiem podejmowali pracę nad siły zwykłych śmiertelników…”
♦️♦️♦️
Wyścigi tamtych lat trafiły do literatury. Sięgnijmy do „Lalki” Bolesława Prusa. Oto jak emocjonował się wyścigami Wokulski, który wystawiał do biegów swojego konia. „Nareszcie nadszedł dzień wyścigów, pogodny ale nie gorący, właśnie taki jak trzeba… Zadzwoniono na trzeci wyścig. Panna Izabela stanęła na siedzeniu, na twarz jej wystąpiły rumieńce… Wokulski wskoczył do swojego powozu i otworzył lornetę. Był tak pochłonięty wyścigiem, że na chwilę zapomniał o pannie Izabeli. Sekundy rozciągały się w godziny… wyścig trwa, ale… ale…brawo Yang, brawo Wokulski, klacz idzie jak woda, brawo, brawo… Wśród tłumu zbudził się szalony zapał dla Wokulskiego…. Cieszono się, że warszawski kupiec pobił dwu hrabiów…”
Pole Mokotowskie, jak już wspomnieliśmy, stało się nie tylko miejscem wyścigów, ale także w pewnym sensie „salonem towarzyskim” miasta. Zajrzyjmy znów do „Kuriera Porannego” z roku 1913. Jest dzień, w którym rozgrywane są Derby. Warszawska elegancja ciągnie na tor. „Sportowcy kategorii najkarniejszej przybyli na derby w cylindrach i czarnych anglezach, z lornetkami na czarnym rzemieniu, w lakierkach. Sportowcy- dandy, czyli gentlemeni indywidualni, coś w rodzaju anarchistów towarzyskich byli w kostiumach niezależnych. Były to marynarki granatowe i szare i zielonkowate i brązowawe, świetne w gatunkach. Nakrycia głowy: kapelusze miękkie i słomkowe.
A największy podziw budziły oczywiście panie! Damy ogólnie znane w ówczesnej Warszawie. Ktoś w tłumie rzucił głośno takie oto zdanie „Nasze urocze panie prawie wspanialej ubierają się dla wyścigowego konia niż dla włoskiego tenora…”
♦️♦️♦️
A „Kurier Poranny” dodał swoje: „Panie wyglądały uroczo. Mieniły się tropikalną rozmaitością barw swoich szat, szalów i pończoszek w kostkach”. Na trybunie pojawiły się księżne, hrabianki, margrabinie, a wśród nich księżna Stanisławowa Lubomirska ubrana „w suknię jedwabną perłowego koloru, stanik przybrany różową materią, płaszcz z lekkiej tkaniny niebieskiej w pasy, duży czarny kapelusz okolony białemi piórami strusiemi”. Stroje były niemal ważniejsze od samych wyścigów. Bo w tychże derbach wystawiono jedynie cztery konie… więc nie zawsze chodziło o wyścigi.
Na torze bywali Prus, Sienkiewicz. Swoje stajnie mieli biznesmeni i wojskowi. Między innymi generał Władysław Anders. Tor niezmiennie cieszył się popularnością. W okresie międzywojennym odbywały się na nim różne uroczystości, defilady wojskowe. W roku 1934 tu właśnie swoją ostatnią defiladę przyjmuje marszałek Józef Piłsudski.
♦️♦️♦️
Tam gdzie pieniądze, tam i różne próby oszustw, machlojek. Wyścigi były podatne na takie wydarzenia. Latem 1936 roku dochodzi do rozruchów, w wyniku oszustwa w jednym z biegów. Dwóm koniom opóźniono start, a trakcie biegu zostaje potrącony, w wyniku zmowy, inny koń, który wypada z toru. Publika nie wytrzymuje, wbiega na tor, następuje ogólna bijatyka, w trakcie której podpalono trybuny. Dopiero wejście policji pozwala opanować sytuację.
W drugiej połowie lat 30-tych rozpoczęła się budowa toru wyścigów konnych w innym miejscu, na Służewcu. Na Polu Mokotowskim kończyła się dzierżawa terenu. Ostatecznie przeniesienie toru na Służewiec nastąpiło w roku 1938, a pierwszy wyścig na służewieckim torze odbył się 3 czerwca 1939 roku. Ale tor służewiecki to już zupełnie inna historia.
Dziś rozmawiamy z Przewodniczącą Komitetu, Panią Mirosławą Kątną po raz trzeci i ostatni. Tym razem porozmawiamy o niezwykle wrażliwym problemie, ochronie dzieci z niepełnosprawnością.
Jan Wieteska: Wszystkie dzieci z niepełnosprawnością i fizyczną i psychiczną powinny mieć zapewnioną pełnię normalnego życia. To oczywiste, ale czy tak jest? Czy może jednak ciągle są dzieci z niepełnosprawnością niedożywione, bez właściwego dostępu do rehabilitacji czy przygotowania zawodowego?
Mirosława Kątna: Wystarczy spojrzeć na protesty czy cyklicznie wystosowywane apele, by się przekonać, że wciąż niestety mamy do czynienia z brakiem poszanowania wszystkich praw dzieci z niepełnosprawnościami. Proszę zwrócić uwagę – reforma edukacji także dotknęła te dzieci, zabierając im możliwość kontaktu z rówieśnikami w szkole. Zrezygnowano z możliwości organizowania indywidualnego obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego oraz indywidualnego nauczania na terenie, odpowiednio, przedszkola lub szkoły. Od 1 września 2017 roku uczniowie z niepełnosprawnościami mogą korzystać z tej formy edukacji jedynie w miejscu swojego zamieszkania. To zamknięcie w domu ma wpływ nie tylko na stan zdrowia dzieci, ale wymusza też reorganizację życia całej rodziny.
🔸🔸🔸
JW: Czyli reforma ma swoje minusy?
MK: Także w odniesieniu do dzieci cierpiących na ADHD, zespół Aspergera, autyzm lub inne niepełnosprawności. Reforma skazała je bowiem na bardzo liczne klasy, stanie w kolejkach do szatni, do toalety oraz ciągły hałas, co stanowi dla nich przecież poważny problem. Rzecznik Praw Obywatelskich robi wiele, by sprawy osób z niepełnosprawnościami stały się częścią debaty publicznej. I chwała mu za to! Niesamowite rzeczy robi Anna Dymna ze swoimi wychowankami – z Festiwalem Zaczarowanej Piosenki na czele. Te wszystkie akcje pokazują nam jak piękny jest świat w swojej różnorodności i że można się z niego cieszyć, mimo wszystko.
🔸🔸🔸
JW: A kwestia barier: architektonicznych, komunikacyjnych, technicznych. Co jeszcze przed nami w tym zakresie?
MK: Z pewnością nadal potrzebna jest większa wrażliwość władz na równe traktowanie osób z niepełnosprawnościami zarówno w planowaniu przestrzennym jak i dysponowaniu np. budżetem na sport i kulturę fizyczną, jak pokazują przykłady paraolimpijczyków, którzy by wyjechać na zgrupowanie organizują zrzutki publiczne na ten cel. W proces likwidacji barier włączyłabym też lekcje tolerancji, zajęcia antydyskryminacyjne. Jeśli nie zadbamy o to, od najmłodszych lat, bariery mentalne mogą stać się najtrudniejsze do zniwelowania, bo niewidoczne na pierwszy rzut oka. Dla dzieci niepełnosprawność rówieśnika nie jest przeciwwskazaniem do wspólnej zabawy, podobnie jak język, czy kolor skóry. Dzieci akceptują i dostosowują się do ograniczeń, jakie narzuca choroba czy niepełnosprawność. Nie widzą barier, a jeśli się z nimi stykają, szukają możliwości, by je obejść. Dlatego tak dużą wartość miała edukacja włączająca realizowana w szkole, wśród rówieśników i z nimi – na miarę indywidualnych możliwości każdego dziecka.
🔸🔸🔸
JW:Wspomniała Pani o paraolimpijczykach. Oni coraz częściej traktowani są jak pełnosprawni sportowcy, a jak oceniamy dziś dostęp do kultury fizycznej dzieci i młodzieży z niepełnosprawnościami, która nie uprawia sportu wyczynowego?
MK: Sport powinien być dokładnie tak samo dostępny dla osób pełnosprawnych i z niepełnosprawnościami, z małych miast, wsi i dużych aglomeracji. Obowiązek zapewnienia osobom z niepełnosprawnościami prawa do korzystania i uczestniczenia w życiu kulturalnym, sportowym i turystycznym wynika z ratyfikowanej przez Polskę w 2012 roku Konwencji ONZ. Wciąż tak nie jest. Państwo nie pokrywa kosztów opieki zdrowotnej sportowców reprezentujących Polskę na olimpiadach specjalnych, o co swego czasu upominał się Rzecznik Praw Obywatelskich.
Jeśli spojrzymy na mapę obiektów sportowych, dostrzeżemy, że czasami we wskazanej miejscowości te obiekty są, ale brakuje komunikacji publicznej dostosowanej do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, więc nie mogą oni do nich dotrzeć i z nich skorzystać.
Sport kształtuje charakter, pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości, pozwala wreszcie na integrację, uczy nawiązywania relacji społecznych i samodzielności. Dzieci – i pełnosprawne i z niepełnosprawnością – powinny mieć zawsze możliwość wyrobu swoich pasji i dyscypliny.
🔸🔸🔸
JW: Dzieci z niepełnosprawnościami obdarzamy szczególną troską. A mimo to, mamy takie wrażenie, że wciąż robimy, jako społeczeństwo, dla tych dzieci zbyt mało. To wrażenie czy może rzeczywistość.
MK. Minęły dwa lata od protestu osób z niepełnosprawnościami w Sejmie. Mieli 21 postulatów, ile z nich doczekało się w całości realizacji? Przypomnę jeszcze, że te postulaty opierały się m.in. na standardach wynikających z Konwencji o prawach osób z niepełnosprawnościami, którą Polska ratyfikowała osiem lat temu. Tymczasem jeszcze w grudniu 2019 roku RPO występował do ministra rodziny, pracy i polityki społecznej w sprawie wyzwań, które powinny być rozwiązane za pomocą państwowego systemu wsparcia osób z niepełnosprawnościami. Te postulaty w dużej mierze pozostają wciąż aktualne, bo niespełnione.
Obecnie – z racji na epidemię i nadciągający kryzys należy szczególnie pilnować praw osób najbardziej bezbronnych – z niepełnosprawnościami, przewlekle chorych, doświadczających przemocy, dzieci. To nie tylko obowiązek państwa, ale także nas wszystkich. Nie odwracajmy oczu, gdy komuś dzieje się krzywda. Reagujmy.
W 1955 roku w Warszawie odbywał się Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Dla zmagań sportowych budowano więc w mieście duże obiekty sportowe. Powstał między innymi Stadion 10-lecia. Jednym z kolejnych miała być skocznia narciarska. Ale z powodu problemów geologicznych, które wystąpiły w miejscu budowy, na mokotowskiej skarpie wiślanej, nastąpiły opóźnienia i skocznia została oddana do użytku dopiero w roku 1959. Festiwal obył się bez skoków narciarskich. Ale to nie znaczy, że warszawska skocznia była obiektem bezużytecznym.
♦️♦️♦️
Z pewnością skocznia narciarska w dużym, nizinnym mieście to ewenement. Nie była to jednak jedyna tego typu skocznia na świecie. Skocznie miały chociażby Praga czy Budapeszt. Zresztą te trzy miasta zorganizowały Turniej 3-ch Skoczni. Nie było to wydarzenie na miarę tradycyjnego Turnieju 4-ch skoczni rozgrywanego zimą na skoczniach Austrii i Niemiec, nie mniej jednak taka próba sportowa miała miejsce w latach 70-tych.
♦️♦️♦️
Warszawska skocznia to obiekt mały. Jego punkt konstrukcyjny wynosił 38 metrów. Wysokość samej wieży to 35 metrów. Wysokość całkowita, od podnóża, to 54 metry. Skakano oczywiście na igelicie. Skoki mogło oglądać około 7 tysięcy widzów! Zawodnicy mieli wspaniały widok z platformy startowej – maleńka, ciasna platforma, a widać z niej było piękny fragment Warszawy. Skocznia miała wiele niedociągnięć – nie było na niej urządzeń, które zatrzymywałyby śnieg na rozbiegu, co praktycznie uniemożliwiało skakanie zimą!
♦️♦️♦️
Pierwsze zawody rozegrano w roku 1959, tuż po oddaniu obiektu do użytku. Startował w nich słynny wtedy Zdzisław Hryniewiecki. Jeden z wielkich talentów polskich skoków narciarskich, gdyby nie fatalna kontuzja, które unieruchomiła go na całe życie, mógłby zawojować sportowy świat. Pan Zbigniew Suchan, który jako 10-latek dostał się do grupy skoczków trenujących na tej skoczni, a później kierownik obiektu i jeszcze później właściciel serwisu narciarskiego tak mówił: „skakali tu wszyscy, głównie latem, kiedy normalne skocznie na południu Polski były wyłączone. Polecieć tu 40 metrów to było wyzwanie dla najlepszych”. W roku 1971 Zbigniew Suchan był drugi w turnieju trzech skoczni w kategorii juniora.
♦️♦️♦️
Skakali tu wszyscy! Oglądamy zdjęcie z tamtych lat. Obok Suchana stoją czołowi polscy skoczkowie: Tajner, Przybyła, Nazarkiewicz, Pawlusiak… O tak, to były nazwiska! Skakał też na tej skoczni Wojciech Fortuna. Zachował się film, z lat 70, na którym widać Fortunę skaczącego w grupie… oldbojów! W tym konkursie skacze też Piotr Fijas, Zenon Węgrzynkiewicz. Fortuna skacze 37.5 metra, ale najdalej skacze Janusz Duda -45 metrów i wygrywa. Zawodnicy lądują na igelicie, wpadają na piasek i na końcu na trawę.
♦️♦️♦️
Janusz Duda jest zresztą tym skoczkiem, który na „Skarpie” (tak potocznie nazywano skocznię) skoczył najdalej w całej jej historii, 48 metrów. Ale z jakichś powodów nie jest to oficjalny rekord skoczni. Oficjalny rekord należy do Antoniego Łaciaka vice mistrza świata z roku 1960 z Zakopanego i wynosi 40,5 metra. Jednak wielu zawodników skakało na tej skoczni dalej. Wiemy to chociażby z filmu ze wspomnianych zawodów, skoczkowie skakali w tym konkursie ponad 40 metrów.
♦️♦️♦️
W roku 1975 obiekt poddano remontowi. Ale remont ślimaczył się, trwał do roku 1980. Skocznia służyła tylko do treningów. Ostatnie zawody rozegrano w maju 1989. Skocznia zakończyła swój żywot. Stawała się powoli ruiną. Co prawda na jej terenie była organizowana giełda sprzętu narciarskiego i funkcjonował serwis narciarski, ale sama skocznia nadawała się do rozbiórki. W latach 90-tych zdemontowano środkową część rozbiegu. W międzyczasie rodziły się różne plany co do zagospodarowania obiektu, między innymi był zamysł wykorzystania obiektu jako małego stoku zjazdowego. Ale z planów nic nie wyszło. Ostatecznie skocznia została rozebrana w latach 2010-2011.
Załączamy link do filmiku na którym Pan Piotr Ingelewicz opowiada historię skoczni.
Oryginalny obiekt sportowy pozostał tylko we wspomnieniach.
Mamy rządową informację o stopniowym, etapowym „odmrażaniu” polskiego sportu. Jak wiemy, nie wiąże się to z ustępowaniem pandemii, ale raczej z innym podejściem do traktowania sportu w okresie wciąż panoszącej się zarazy.
♦️♦️♦️
Minister Sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk najwięcej uwagi poświęciła piłce nożnej i żużlowi uznając, że nie tylko są to dwie najbardziej popularne dyscypliny w Polsce, ale uznała także, że te dwie dyscypliny są najlepiej przygotowane do rozpoczęcia zawodów. Ponad to zaczynamy od sportów, które są rozgrywane na świeżym powietrzu.
♦️♦️♦️
Otwarcie następuje przy uwzględnieniu ograniczeń, np. w przypadku sportu powszechnego z obiektu będzie mogło korzystać 6 osób. Najpierw uruchomienie treningów, później zawody bez widzów. Dla czołowych polskich sportowców zostają otwarte Centralne Ośrodki Sportu. W pierwszej kolejności Wałcz i Spała. To taki program pilotażowy. Jeśli się powiedzie, to będą otwierane następne ośrodki.
♦️♦️♦️
Nieco inaczej jest ze sportami, w których występuje bezpośredni kontakt, a więc z takimi jak boks, zapasy, judo oraz ze sportami halowymi, takimi, między innymi, jak siatkówka, koszykówka i nasza gimnastyka.
♦️♦️♦️
Mamy nadzieję, że sporty gimnastyczne dostaną w niedługim czasie zielone światło, chociaż jak wiemy wiąże się to z otwarciem hal i sal gimnastycznych w szkołach. Mamy świadomość, że także tu będą ograniczenia co do ilości ćwiczących ale ważnie jest, aby nastąpił początek. Monitorujemy analizy czynione w Biurze Sportu i Rekreacji Urzędu Miasta. Sport w czasach pandemii to wielkie wyzwanie.
Zarząd WMZSG na swoim posiedzeniu (online) odbytym w dniu 22 kwietnia dokonał zmian w swoim składzie.
Zarząd przyjął rezygnację Ewy Kaczorowskiej z funkcji członka Zarządu i dokooptował do składu Zarządu Wiesławę Milewską. Wiesława jest międzynarodową sędziną akrobatyki sportowej, członkiem Komitetu Technicznego Akrobatyki w FIG. Ponadto Zarząd powołał na funkcję sekretarza Joannę Paterek, w miejsce Aleksandry Wożniak, która wcześniej złożyła rezygnację z tej funkcji.
Dziś piątek. Zgodnie z zapowiedzią spotykamy się z Panią Mirosławą po raz drugi aby, tym razem, porozmawiać o prawach dziecka do wypoczynku, rozwoju fizycznego i kulturalnego.
Jan Wieteska: Pani Przewodnicząca zacznijmy z dużej litery. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że „Władze publiczne popierają rozwój kultury fizycznej, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży” i dalej „każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej… a także wolność korzystania z dóbr kultury”. Czas wolny i sposób jego wykorzystania to z pewnością jeden z najważniejszych elementów w życiu dziecka. Z jakimi zagrożeniami, barierami możemy się spotkać w tym procesie?
Mirosława Kątna: Także „dziecięca Konstytucja”, jak czasem nazywana jest ratyfikowana przez Polskę Konwencja o Prawach Dziecka, nakłada na państwa-strony obowiązek podejmowania działań zmierzających do pełnej realizacji prawa dziecka do wypoczynku i czasu wolnego, do uczestniczenia w zabawach i zajęciach rekreacyjnych, stosownych do wieku dziecka. Dorośli czasem wątpią w istotność tego prawa, argumentując, że dzieci przecież nie pracują, więc od czego mają wypoczywać? Zapominają, że nauka, już nawet obowiązki wynikające z bycia przedszkolakiem, stanowią obciążenie dla rozwijającego się człowieka, jego organizmu i psychiki.
♦️♦️♦️
JW: Zabawa to dla dziecka jego „praca”.
MK: Coś w tym jest. Dla prawidłowego, pełnego rozwoju dziecka zabawa jest potrzebna tak samo, jak nauka czy pomaganie w obowiązkach domowych. Dzieci mają prawo do nic nierobienia i ten czas powinien być do wyłącznej dyspozycji dziecka, niech go spędza zgodnie z własnymi preferencjami i wyborami, to naprawdę nie jest czas zmarnowany! Często rodzice wpadają w pułapkę wypełniania dzieciom czasu mnóstwem zajęć dodatkowych, ale nawet najbardziej wartościowe dodatkowe zajęcia wyrządzą więcej szkody niż pożytku, jeśli zajmą zbyt dużo godzin w bilansie dnia. Warto pamiętać, że dziecko nie tylko ma prawo do czasu wolnego – ma też prawo decydować, jak ten czas będzie spędzać.
♦️♦️♦️
JW: No dobrze, więc przygotowanie dzieci do mądrego wykorzystania czasu wolnego zależy, przede wszystkim, od kogo? Od rodziny, od szkoły, od otoczenia?
MK: Należy zacząć od siebie. Nic tak dobrze nie działa jak przykład. Dzieci już od najmłodszych lat nie tylko słuchają, co mamy do powiedzenia, ale przede wszystkim uważnie obserwują, co robimy i gdy są starsze wyciągają swoje wnioski. Jeśli rodzice czytają książki – dziecko też chętnie po nie sięgnie. Warto planować wspólny, rodzinny czas – i nieistotne czy będzie to układanie wieży z klocków, przygotowanie deseru, czy wycieczka do lasu.
♦️♦️♦️
JW: Bądźmy razem!
MK: To jest właśnie kluczowe, że ten czas spędzamy wspólnie – rozmawiamy o tym, czego doświadczamy, towarzyszymy dziecku w poznawaniu przez nie świata. Pozwalamy na swobodną zabawę, wspieramy w rozwoju zainteresowań i inspirujemy, ale nie narzucamy dziecku określonych zajęć, bo kiedyś sami chcieliśmy grać na pianinie czy jeździć konno. Dzieci powinny mierzyć się z własnymi marzeniami, szukać swoich dróg ekspresji. Jeśli do czegoś dążą, wspierajmy je w tym, doceniajmy zaangażowanie i dobre chęci, zamiast zawsze tylko oceniać efekty i porównywać z rówieśnikami, bo to droga do tłumienia kreatywności.
♦️♦️♦️
JW: Kto może budować wzory postaw aktywności dzieci?
MK: Każdy, kto potrafi słuchać dzieci. Czasem naprawdę wystarczy tylko dziecku nie przeszkadzać i towarzyszyć mu w zabawie, zamiast mu ją organizować od początku do końca. Zwróćmy uwagę na założenia pedagogiki Marii Montessori czy Janusza Korczaka, który przekonywał, że dziecku należy się szacunek i podmiotowe traktowane, gdyż rozwija się dzięki własnej aktywności. Maria Łopatkowa, założycielka Komitetu Ochrony Praw Dziecka, mawiała, że bez miłości nie ma wychowania – jest tresura. Zgodzę się, że ciężko jest odejść od własnych doświadczeń i wyjść poza reguły, w których sami byliśmy wychowywani. To wymaga oczywiście ogromnej pracy, ale warto. Jesper Juul wspierał rodziców, by ten wysiłek podjęli. Ten duński pedagog nie podaje gotowych rozwiązań wszystkich rodzicielskich problemów, ale dostarcza opiekunom narzędzi i siły do samodzielnego rozwiązania danego dylematu. Dlatego powtarzam: słuchajmy dzieci, dajmy im przestrzeń do wyrażenia siebie, pozwólmy bezpiecznie odkrywać świat, własne możliwości, pasje i marzenia.
♦️♦️♦️
JW: W dzisiejszym świecie ogromną rolę odgrywa postęp technologiczny, elektronika, a co za tym idzie powszechność używania komputerów, laptopów, komórek itp. Prawdziwy sport zastępowany jest e-sportem. Czy mamy to traktować jako nieodzowność i akceptować czy może jednak widzimy w tym niebezpieczeństwo dla rozwoju dziecka?
MK: Technologie cyfrowe towarzyszą nam na każdym kroku: w pracy, w domu, podczas wypoczynku, w trakcie zakupów i zabawy. O szkodliwości smartfonów i tabletów na zdrowie dzieci i młodzieży napisano już tysiące stron w setkach raportów. Badania naukowców różnych dziedzin nie pozostawiają złudzeń – mówią o negatywnym wpływie na psychikę najmłodszych, na ich uzależnienie od technologii. Kontakt non stop z Internetem zmienia nie tylko ich dzieciństwo, ale też całą przyszłość. Alarmujące są dane mówiące o tym, że aż 42 proc. dzieci przed 2. rokiem życia korzysta z urządzeń elektronicznych, a co czwarte dziecko przed 6 rokiem życia ma smartfon do swojego użytku. Dostaje go od rodziców, by nie zawracało głowy. Tymczasem trzy-, czterolatek powinien spędzać przed ekranem maksymalnie 15-20 minut dziennie.
♦️♦️♦️
JW: Wprowadzenie sztywnych zakazów jest trudne a dziś, gdy panuje koronawirus jest chyba niemożliwe.
MK: Dzisiaj, gdy dzieci odrabiają lekcje zdalnie, za pośrednictwem urządzeń elektronicznych jest to rzeczywiście niemożliwe. Mamy sytuację nadzwyczajną, do tej pory niespotykaną. Miejmy jednak nadzieję na powrót do normalności. A teraz starajmy się znaleźć czas na spacery. Gdy już będzie normalnie to zadbajmy, aby pierwsze 3 lata życia dziecka toczyły się z dala od ekranów. Kiedy dziecko jest nieco starsze, uważnie powinniśmy dobierać rozrywkę cyfrową i pilnować czasu. Smartfon, czy tablet nie powinien być „receptą” rodziców na czas dla siebie.
JW: Dziękuję za rozmowę. Za tydzień bardzo trudny temat!
Eugeniusz Halski, inaczej Gienek Frajer, jedna z najbarwniejszych postaci w historii klubu studenckiego „Stodoła”, w swojej książce „Gienka Frajera życie jak rock and roll” tak opisuje basen Legii.
„Basen Legii to letni salon Warszawy. Najlepiej podrywało się tu dziewczyny. Na „Legii” spotkać można było bywalców „Bristolu”, miłośników „Stodoły”, „Hybryd”, chłopców i dziewczęta z Płyty Czerniakowskiej, studentów, play-boy’ów, chuliganów warszawskich i licealistów, dziewczęta z najlepszych domów i panienki nienajlepszej reputacji. Po prostu na „Legii” nie wypadało nie bywać”.
🔸🔸🔸
W czasach PRL-u basen przypominał prawdziwe targowisko próżności. Bywalcy spędzali tu całe dnie. Kolejki do kas były dłuższe niż do jakiegokolwiek sklepu! Teren obiektu był obliczony na około 2.5 tysiąca osób. Jednak z reguły przebywało na nim 3.5 tys, a i tak drugie tyle odchodziło od kas bez biletu.
Historia basenu Legii rozpoczyna się w roku 1928. Wybudowano, według projektu słynnego wówczas architekta Aleksandra Kudelskiego, bardzo nowoczesny, jak na tamte czasy, obiekt sportowy przeznaczony dla organizacji zawodów pływackich, skoków z wieży i meczów waterpolo. Basen miał olimpijskie wymiary: 50 metrów długości, 25 metrów szerokości, 10 torów. Niezwykła wieża do skoków z kilkoma podestami na różnych wysokościach, z najwyższym poziomem na 10 metrach.
🔸🔸🔸
Konstrukcja basenu pozwalała na pozostawienie wody na zimę. Specjalny system filtrów utrzymywał jej czystość. Przewidziano też inną atrakcyjną formę czyszczenia wody – miały to czynić karasie i złote rybki! Tuż po otwarciu obiektu, w roku 1928, Przegląd Sportowy pisał: „Wreszcie legenda o pływalni w Warszawie ziściła się. Stolica Polski nie potrzebuje się wstydzić najmniejszych mieścin niemieckich czy amerykańskich”.
🔸🔸🔸
Obiekt stał się dumą warszawiaków. Nic więc dziwnego, że coraz częściej mieszkańcy stolicy tłumnie go odwiedzali. W latach 30-tych „Legia” stała się kultowym miejscem spotkań. Zawody pływackie zeszły na dalszy plan. Znane postacie życia towarzyskiego Warszawy spędzały czas na basenie „Legii”.
🔸🔸🔸
Oto jaką relację znajdujemy w ówczesnej prasie: „Czesław Miłosz osiada na stałe w Warszawie. Jada obiady domowe na ulicy Hożej, poznaje warszawskie knajpy, w których zamawiając wódkę prosiło się o „podmiejski”, „dalekobieżny”, lub „ekspres”… i regularnie chodzi się na basen „Legii”, gdzie pływając modnym wówczas kraulem mógł mijać Słonimskiego, Wierzyńskiego czy Wieniawę…”. To był rok 1937.
🔸🔸🔸
Wśród aktorów odwiedzających „Legię” można było spotkać odtwórczynię głównej roli w „Dziejach grzechu”, filmie z 1933 roku, piękną Karolinę Łubieńską. Zachowało się jej zdjęcie z roku 1939, na którym skacze do wody ze słupka startowego nr 9.
🔸🔸🔸
W czasie wojny obiekt został zniszczony. Jednak szybko odbudowany, bo już w 1946 roku rozegrano tu pierwsze po wojnie zawody pływackie. Rozbudowa obiektu nastąpiła w roku 1955, w związku z odbywającym się w Warszawie Światowym Festiwalem Młodzieży i Studentów.
🔸🔸🔸
Wybudowano drugą nieckę basenu, według projektu architekta Jerzego Hryniewieckiego. Tego samego, który zaprojektował stadion 10-lecia, także oddany do użytku przed Festiwalem. Później, w latach 70, druga niecka basenu została przykryta dachem.
🔸🔸🔸
Po Festiwalu basen „Legii” na powrót staje się miejscem dla śmietanki towarzyskiej stolicy. Przez lata bywają tu ludzie interesu, artyści, pisarze, filmowcy, szemrane postacie… Oto widać Leopolda Tyrmanda, który być może tu czerpał treści do „Złego”. Jest amant kina Tadeusz Pluciński, obok Mieczysław Czechowicz. Bogdan Łazuka, który jest wszędzie, seksbomba Kalina Jędrusik, szanowny Jerzy Gruza i młodziutki wtedy Karol Strasburger. A w szlafroku przechadza się kilkunastoletnia Agnieszka Osiecka!
🔸🔸🔸
Agnieszka Osiecka, wtedy zawodniczka sekcji pływackiej „Legii”, opowiada o zwyczajach, jakie panowały na „Legii” w tamtych, 60-tych latach, w swojej książce „Szpetni czterdziestoletni”. Dlaczego w szlafroku? Zacytujmy Osiecką: „żadna szanująca się zawodniczka nie pokazała się na „Legii” w kostiumie. Choćby lał się z nieba żar. Tak pokazywaliśmy pogardę dla reszty! Szczególny status.”
🔸🔸🔸
Zawodnicy trenowali na basenie tylko o 7 rano i 8 wieczorem. Ówczesny prezes PZP narzekał: „w Warszawie jest tylko jedna pływalnia i to o charakterze kąpieliskowym. Wystarczy żebyśmy na parę dni zajęli basen dla potrzeb treningowych kadry, a szumu w prasie co niemiara. Gdzież więc mamy trenować”.
Legenda mówi, że Osieckiej, która mieszkała na Saskiej Kępie, zdarzało się docierać na „Legię” przepływając wpław przez Wisłę! Ale pewnie to tylko legenda?
🔸🔸🔸
Według Agnieszki Osieckiej na „Legii” ukształtowały się trzy sektory. Trybuny, na których sadowili się „cepry” z teczuszkami, lornetkami i kanapkami. Basen, w którym każdy typ bywalca miał swoje miejsce, sikorki na głębokim, starsze damy w środku, a uczące się pływać dzierlatki na płytkim. I wreszcie trzeci sektor to „Trawa”. Tu leżały studentki szkoły teatralnej, uszminkowane „Kleopatry”, rzeźbiarki z dobrych domów. Obok luźni chłopcy, wysmarowani studenci i „Wuj” – potwornie przebogaty gość, właściciel czerwonego mercedesa. Swój kąt mieli ludzie interesu: „Czarny Zygmunt”, Karol zwany Caruso…
🔸🔸🔸
Gienek Frajer, który podobnie jak w „Stodole” i tu należał do elity, we wspomnianej już swojej książce, z nutką nostalgii wspomina „hrabiego Lolo Rzeszotarskiego”, który wraz ze swoimi gorylami podjeżdżał pod „Legię” wspaniałym cadillackiem, czy też Rysia Manickiego, „Ślepego”, zawsze otoczonego pięknymi narzeczonymi. Sam Gienek popisywał się skokami z ostatniej, 10-metrowej platformy wieży. Taka platforma miała jeszcze inną funkcję. Otóż było to najlepsze miejsce do obserwacji solarium na dachu pawilonu. Było na co popatrzeć!
🔸🔸🔸
Sławną postacią był „Mały Kazio”, potężne chłopisko, były bokser, trochę aktor, zagrał podobno w 30 filmach. Na „Legii” pełnił funkcję starszego kąpielowego. To on tępił podglądaczy i za karę kazał im skakać z 10m „na bombę”.
🔸🔸🔸
I tak toczyło się życie w największym towarzyskim salonie Warszawy w czasach PRL-u. W latach późniejszych „Legia” traciła na swej atrakcyjności. Młodzi warszawiacy znajdowali inne miejsca spotkań. Baseny „Legii” zamknięto w roku 1987. W miarę upływy lat niszczały. Nie udało się uczynić z ich „zabytku”. Rozbiórka rozpoczęła się w roku 2008, a skończyła w 2013, kiedy to rozebrano słynną wieżę. A mogli chociaż wieżę zostawić!
Gimnastyka sportowa należy to tych dyscyplin, które są obecne na Igrzyskach od samego początku. W Atenach, w 1896 roku gimnastyka była jedną z 9 dyscyplin, w których toczyły się boje olimpijskie. Obok gimnastyków rywalizowali kolarze, lekkoatleci, pływacy, strzelcy, szermierze, tenisiści, zapaśnicy i zawodnicy w podnoszeniu ciężarów.
🤸🏻♀️🤸🏼♀️🤸🏿♀️
Gimnastycy rywalizowali w 8 konkurencjach: indywidualnie w 6 tj. w ćwiczeniach na drążku, na poręczach, na koniu z łękami, w skoku przez konia, ćwiczeniach na kółkach oraz… we wspinaczce po linie. Ponadto w ćwiczeniach na drążku i poręczach odbyła się rywalizacja drużynowa!
🇩🇪🇬🇷🇨🇭
W zawodach gimnastycznych wystartowali zawodnicy z 9 państw, ale medale zdobywali tylko zawodnicy z Niemiec, Grecji i Szwajcarii. Pozostałe kraje to: Bułgaria, Wielka Brytania, Węgry, Francja, Szwecja, Dania. W poszczególnych konkurencjach startowało po kilkunastu zawodników. Zawody odbywały się na głównej arenie Igrzysk, stadionie olimpijskim.
🥇🥈🥉
Zawody zdominowali Niemcy. Hermann Weingartner zdobył 6 medali, 3 złote w drużynie za ćwiczenia na drążki i poręczach oraz indywidualnie w ćwiczeniach na drążku. Ponadto 2 srebrne za ćwiczenia na koniu z łękami i kółkach. Medal brązowy zdobył w skoku prze konia. Drugim bohaterem zawodów w gimnastyce był jego kolega z drużyny Carl Schuhmann, który zdobył 4 złote medale. 3 z nich w konkurencjach gimnastycznych: w drużynie i indywidualnie w skoku przez konia. Czwarty złoty medal Schuhmann zdobył… w zapasach! W eliminacjach pokonał złotego medalistę w podnoszeniu ciężarów, a w finale walczył z Grekiem Tsitasem. 40 minut walki nie przyniosło rozstrzygnięcia, zapadł zmrok. Walkę dokończono następnego dnia ze szczęśliwym dla Niemca zakończeniem. W ten sposób Niemiec stał się jednym z bohaterów całych ateńskich Igrzysk.
🧗🏼♂️🧗🏼♂️🧗🏼♂️
Schuhmann nie był wyjątkiem. Bardzo wielu zawodników startowało w przeróżnych konkurencjach, z różnych dyscyplin.Do konkurencji gimnastycznych zaliczono także wspinaczkę po linie. Lina liczyła 14 metrów i tylko dwóm zawodnikom z Grecji udało się dotrzeć do samej góry.
🏆🏆🏆
A jak wyglądały zawody drużynowe? Rozegrano je w ćwiczeniach na drążku na poręczach. Liczyło się wykonanie, rytm i skala trudności. W ćwiczeniach na drążku wystartowały 3 drużyny – w jakich składach? Drużyna niemiecka, która tę konkurencję wygrała, miała w składzie 11 gimnastyków, pierwsza drużyna grecka liczyła 33 zawodników, a druga 19. Nie wszystkie nazwiska zostały zapisane w dostępnych relacjach. Łącznie Niemcy zdobyły 10 medali, Grecja 6, a Szwajcaria 3.
🔜🔜🔜
I tak to było na pierwszych Igrzyskach Olimpijskich w bojach gimnastycznych. Na kolejnych Igrzyskach gimnastyka przeszła wielką metamorfozę. Do rywalizacji dopuszczono kobiety. Dołączyły kolejne konkurencje i odmiany gimnastyki. Do programu została włączona gimnastyka artystyczna, a potem skoki na trampolinie. Ale o tym napiszemy za jakiś czas.
W sportach gimnastycznych zaczynamy pracę z dziećmi w bardzo wczesnym wieku. Dziecko i jego prawa są więc dla nas niezwykle ważne. O prawach dziecka, a przede wszystkim o ochronie dziecka rozmawiamy z psycholog, Przewodniczącą Komitetu Ochrony Praw Dziecka, Panią Mirosławą Kątną. Z Panią Przewodniczącą będziemy się spotykać przez trzy kolejne piątki. Dziś, w pierwszym naszym spotkaniu, rozmawiamy o prawach dziecka do ochrony przed przemocą, wyzyskiem i demoralizacją. Wbrew pozorom okres pandemii nie zmniejsza tych zagrożeń.
Jan Wieteska: Pani Przewodnicząca, w polskim prawie istnieją przepisy, począwszy od Konstytucji, mające na celu ochronę dziecka przed przemocą, okrucieństwem i demoralizacją. Często jednak wydaje się, że przepisy te nie są zawsze przestrzegane albo ich skuteczność jest niewystarczająca. Czy podziela Pani tę opinię?
Mirosława Kątna: Jeśli oceniamy legislację, to na jej gruncie mamy nieźle zabezpieczone prawa dziecka, natomiast kuleje u nas ich realizacja – i to na każdym szczeblu – niezależnie czy mówimy o urzędnikach, pracownikach służb pomocowych, czy zachowaniu statystycznego Kowalskiego, który odwraca wzrok, widząc, że sąsiad szarpie dziecko, albo udaje, że nie słyszy płaczu za ścianą, zamiast reagować – do czego od 2017 roku obliguje nas wszystkich prawo.
🔸🔸🔸
– Ważne jest więc jak my reagujemy na zło. – Tak, musimy pamiętać, że na końcu każdego przepisu jest człowiek i to on często zawodzi. Zmiany w prawie mają to do siebie, że można je dość szybko przeprowadzić, zmiany w mentalności – to zupełnie inna kategoria. Proszę zwrócić uwagę jak długo trwało przeforsowanie zakazu bicia dzieci. Zapis prawny to rok 2010, obecnie mamy rok 2020 i nadal są osoby, które traktują dzieci przedmiotowo, a nie podmiotowo.
🔹🔹🔹
– Dziecko spotyka się z zagrożeniami o charakterze fizycznym jak i psychicznym. Mamy do czynienia z przemocą w rodzinie, przemocą na tle seksualnym, z wyzyskiem ekonomicznym, zmuszaniem dzieci do szkodliwej pracy. Jak możemy ocenić częstotliwość występowania takich zagrożeń i ich skutki? – Przemoc, która dotyka dzieci, to nie tylko bicie, wyzywanie czy nadużycie seksualne. Przemocą jest też manipulowanie dzieckiem, czy zaniedbanie jego psychologicznych potrzeb lub emocjonalne porzucenie. To rodzi później demony, z którymi dzieci muszą się mierzyć całe życie, dlatego apeluję: reagujmy na przemoc wobec dzieci! Przemoc nie ogranicza się tylko do stereotypowych tzw. trudnych rodzin, czyli np. takich, gdzie dorośli zmagają się z uzależnieniem od alkoholu czy substancji psychoaktywnych. Przemoc jest w pełni demokratyczna, egalitarna – może pojawić się w każdym domu.
🔸🔸🔸
– Czyli także w tak zwanym „dobrym domu”? – Oczywiście. Odwołam się do obrazowego przykładu – krzywdzimy dziecko, kiedy „hodujemy” je jak piękny kwiat, zamiast „wychowywać”. A to zwyczajnie nie jest mądre rodzicielstwo. Nie wystarczy zapewnienie wysokich warunków bytowych. Skutki mogą być katastrofalne, wystarczy spojrzeć na stan polskiej psychiatrii dzieci i młodzieży – jak rośnie grupa dzieci potrzebujących pomocy i jak obniża się ich wiek. To bardzo alarmujące dane, które powinny skłonić nas do myślenia i do działania. Nie lubię rozmów o statystykach z bardzo prostego powodu – łatwo w nich o to, by liczby przysłoniły nam człowieka. A co dopiero jeśli mowa o małym, bezbronnym dziecku, które samo się nie obroni przed kimś większym, silniejszym, przed oprawcą, którego bardzo kocha.
🔹🔹🔹
– Karcenie wychowawcze, czy to jest w ogóle możliwe. Przez kogo i w jakim zakresie? – Proponowałabym raczej spojrzeć na dziecko jak to czynił pierwszy nieformalny rzecznik praw dziecka Janusz Korczak, który zalecał, by z dziećmi rozmawiać, zamiast do nich przemawiać. Wspólnie wypracowane zasady dziecko łatwiej będzie przestrzegać, mając poczucie, że uczestniczyło w ich budowaniu. Rodzice powinni zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa i właściwe warunku do rozwoju, pomocne w tym są wyznaczanie granic i konsekwencja. Nawet małemu dziecku można wiele kwestii wytłumaczyć, oczywiście używając pojęć adekwatnych do jego wieku, w miejsce samych zakazów i nakazów wprowadzając dialog. I nie mam tu na myśli bezstresowego wychowania.
– Dziecko chce mam ufać. – Tak. Pamiętajmy, że jeśli dziecko ma poczucie, że jest dla nas ważne, że może nam zaufać, będzie nam opowiadało o swoich różnych dziecięcych sprawach i problemach, a co istotne – przyjdzie do nas po pomoc, kiedy będzie jej potrzebować.
🔸🔸🔸
– A czy możemy określić zależność między prawem do prywatności a prawem dziecka do bezpiecznego i harmonijnego rozwoju? – A powinniśmy ją określać? Zachęcam do małego eksperymentu – proszę zapytać takiego małego człowieka, które prawo dla niego jest najważniejsze? Przedszkolak pewnie opowie o zabawie, ale już uczeń starszych klas podstawówki wskaże właśnie prawo do prywatności i do własnego zdania, czy to nie mówi wystarczająco dużo o nas dorosłych? Jeśli młody człowiek wskazuje, że akurat z tymi prawami najbardziej się liczy, to znaczy, że są dla niego ważne, a świat dorosłych z jakichś względów ma z nimi problem, by je respektować, by szanować dziecięcą podmiotowość i wysłuchać co dziecko ma do powiedzenia. Wysłuchać to nie znaczy zawsze zrobić tak, jak mówi dziecko, ale wziąć pod uwagę tę opinię, szczególnie jeśli dotyczy np. obiadu, najbliższej rodzinnej wycieczki, czy koloru ścian. Dając dziecku nasz czas, poświęcając mu uwagę i obdarowując akceptacją każdego dnia inwestujemy w jego przyszłość, dbamy o prawidłowy rozwój dziecka i budujemy jego największy życiowy kapitał – poczucie własnej wartości i zaufanie do siebie.
🔹🔹🔹
– To piękne zasady postępowania. Oby jak najczęściej funkcjonowały w życiu. Na koniec jeszcze jedna kwestia. Jaka jest nasza rola w procesie ochrony dziecka przed przemocą?. Szkoły, klubu sportowego… – Krzywdzone dziecko nie poskarży się na swojego oprawcę, szczególnie jeśli jest to ktoś bliski, kogo dziecko kocha bezwarunkowo i mimo wszystko. Każda przemoc wobec dziecka zostawia ślady w psychice, które mogą się manifestować kłopotami wychowawczymi, agresją, samookaleczaniem się, depresją, skłonnościami do zachowań ryzykownych, lękiem, wycofaniem, bojaźliwością czy objawami somatycznymi (bóle głowy, brzucha, czy duszności). Jeśli dziecko w wieku szkolnym nie uczy się, wagaruje, to często w ten sposób woła o pomoc, chce zwrócić na siebie uwagę. I tu wkraczają inni – wychowawca w szkole, pani pedagog, trener, lekarz pediatra, ale też pani z osiedlowego sklepiku czy sąsiad z naprzeciwka. Każdy może, a nawet jest do tego zobligowany prawem, reagować na krzywdę dzieci. Zgłaszać swoje wątpliwości do właściwych instytucji – szkoły, ośrodka pomocy społecznej, sądu rodzinnego czy na policję. I nie powinniśmy na to patrzeć w kategorii donosicielstwa, to pomoc, a bywa, że i ratowanie zdrowia i życia dzieci.
🔸🔸🔸
– A rola państwa? – A państwo? Państwo powinno dołożyć starań, by system był bardziej szczelny, by czas reakcji był niekiedy szybszy, czy bardziej adekwatny do okoliczności. Swego czasu były Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak, w którego gronie doradców byłam, postulował opracowanie i wdrożenie systemowego planu przeciwdziałania przemocy jako podstawowego warunku zagwarantowania skutecznej ochrony dzieci przed krzywdzeniem. Apel o narodową strategię przeciwdziałania przemocy wobec dzieci nie zyskał poparcia rządzących, a szkoda, bo problem przemocy nie został wyeliminowany z dziecięcej rzeczywistości. Szeroko zakrojone, kompleksowe działania, obejmujące przeciwdziałanie przemocy, ochronę dzieci i wsparcie ofiar przemocy z pewnością poprawiłoby sytuację.
– Na dziś tyle. Dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia w następny piątek.
Minister Sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk przedstawiła wizję odmrażania polskiego sportu, na razie tego przez duże S. Centralny Ośrodek Sportu otworzy swoje ośrodki w Zakopanem, Wałczu, Spale, Cetniewie i Szczyrku. Do tych ośrodków trafią najlepsi polscy sportowcy, potencjalni olimpijczycy. Będą trenowali w warunkach bezpiecznych, ze wszystkimi wymogami związanymi z pandemią. Jednoosobowe pokoje, system treningu: pokój – trening- pokój! To byłby początek.
Następnie otworzą się inne obiekty sportowe, ale także tylko z myślą o sportach olimpijskich. Będzie to zapewne tor kolarski w Pruszkowie czy ośrodek w Giżycku. Wszystko z myślą o Igrzyskach, które są planowane, jak pamiętamy, na lato 2021 roku.
Ośrodki staną się wyizolowanymi enklawami. Pieniędzy na te przedsięwzięcia, według minister Dmowskiej, starczy. Natomiast jak będzie z budżetem na sport w przyszłym roku, tego nikt nie wie. Pozostaje bardzo wiele pytań, a jest mało odpowiedzi. Także to jak szybko zostaną otwarte kluby sportowe, te duże i te małe. Kiedy ruszą zwyczajne treningi. Czy tak będzie?
Kryzys dotyczy, rzecz jasna, nie tylko polskiego sportu. Międzynarodowe federacje sportowe znalazły się w trudnej sytuacji. Odwołane zostały bowiem nie tylko Igrzyska ale także wszystkie zawody mistrzowskie w poszczególnych dyscyplinach. MKOl jest zobowiązany wypłacić subwencję tym federacjom, których sporty są w programie Igrzysk. Ale z powodu przesunięcia terminu Igrzysk wypłata subwencji także ulega odroczeniu. O jakie pieniądze chodzi? Otóż w 2016 roku po Igrzyskach w Brazylii MKOl wypłacił federacjom 520 mln dolarów! No to czekamy do Igrzysk w Tokio.
A co mówią gospodarze Igrzysk? Po pierwsze martwią się, że ponieśli straty z powodu przesunięcia zawodów. Straty szacują na ok. 5,7 miliarda euro! Ale mają nadzieję, że zawody w ogóle się odbędą – straty z powodu odwołania Igrzysk byłyby wielokrotnie wyższe. Dyrektor Komitetu organizacyjnego tokijskich Igrzysk Toshiro Muto powiedział: „Ludzkość powinna starać się maksymalnie wykorzystać dostępne technologie oraz własną wiedzę i skupić się na opracowaniu sposobów leczenia, lekach oraz szczepionkach na wirusa”.
To ważne słowa. Chodzi bowiem o to, żeby nie tylko udało się zorganizować Igrzyska, ale także o to, aby mogli w nich wystartować wszyscy najlepsi sportowcy świata. Dbałość o zdrowie wszystkich sportowców to podstawowy warunek funkcjonowania sportu. Wirus nie wybiera.
Ciekawą opinię na ten temat zaprezentował trener naszych biegaczek na 400 metrów Aleksander Matusiński: „Sport z jednej strony uodparnia, ale wysiłek na pograniczu wytrzymałości stwarza jednak duże ryzyko dla zdrowia. Organizm w momencie łapania formy jest bardziej wrażliwy, zatem mniej odporny na różnego rodzaju infekcje, zwłaszcza kiedy brakuje odpowiedniej regeneracji. […] Nie wiadomo jakie mogą być konsekwencje zachorowania, czy nawet po wyleczeniu nie będzie zmian w organizmie…”
A na koniec fragment wywiadu naszej noblistki Olgi Tokarczuk udzielonego dziennikowi Frankfurter Allgemeine Zeitung: „Wirus przypomniał nam przecież to, co tak namiętnie wypieraliśmy – że jesteśmy kruchymi istotami, zbudowanymi z najdelikatniejszej materii. Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni. Że nie jesteśmy oddzieleni od świata swoim „człowieczeństwem” i wyjątkowością, ale świat jest rodzajem wielkiej sieci, w której tkwimy, połączeni z innymi bytami niewidzialnymi nićmi zależności i wpływów. Że jesteśmy zależni od siebie i bez względu na to, z jakich krajów pochodzimy, jakim językiem mówimy i jaki jest kolor naszej skóry, tak samo zapadamy na choroby, tak samo boimy się i tak samo umieramy”. Warto o tym pamiętać!
Jesteśmy w czasach pandemii. Siedzimy w domu. Zmienił się nasz codzienny program zajęć. Czytamy, zaglądamy do internetu. Proponujemy trochę wspomnień o obiektach sportowych dawnej Warszawy. Obiektach już nieistniejących, ale kiedyś, w różnych okresach naszej przeszłości, świecących wielkim sportowym blaskiem. To będzie 5-cio odcinkowy serial.W pierwszym odcinku opowiemy o „Dynasach” – słynnym warszawskim torze kolarskim.
DYNASY
Sto lat temu „Dynasy” tętniły życiem. Tu, na Powiślu skupiało się życie towarzyskie Warszawy. Na „Dynasy” warszawiacy wybierali się nie tylko, aby „skosztować” jazdy na torze kolarskim ale także, aby popływać kajakiem na małym jeziorku zwanym sadzawką, która mieściła się po środku toru. A przede wszystkim obejrzeć wyścigi kolarskie, największą atrakcję tego miejsca. Wokół toru rozlokowały się budki z kiełbaskami, tu przychodzono na spacery i na randki.
Wyścigi odbywały się dwa razy w tygodniu, w niedzielę i środę wieczorem. Na torze bywała śmietanka towarzyska tamtej Warszawy, grono znakomitych aktorów z Jadwigą Smosarską, Adolfem Dymszą czy Kazimierzem Krukowskim, którego imię nosi dziś jedna z pobliskich ulic. Aktorzy pełnili często rolę starterów wyścigów rozgrywanych na torze.
Dynasy, początkowo ziemny tor kolarski, był w pierwszej połowie ubiegłego wieku jednym z najnowocześniejszych tego typu obiektów sportowych w Europie. W roku 1921 tor został pokryty betonem, sadzawkę zlikwidowano, a w jej miejscu urządzono bieżnię lekkoatletyczną i piłkarskie boisko. Tor miał 385 metrów długości. Cztery lata później tor został przykryty i zyskał drewnianą nawierzchnię. Ale wszystkie te zmiany nie spodobały się warszawiakom. Miejsce straciło dawny charakter, swoisty czar i urok.
A jakie były początki „Dynasów”?Obiekt został zbudowany w roku 1892, przez założone w roku 1886 Warszawskie Towarzystwo Cyklistów, którego członkami byli pisarze: Wacław Gąsiorowski, Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz. WTC budowało tu swoją siedzibę, równocześnie powstawał tor kolarski.
Nazwa Dynasy pochodzi od nazwiska księcia Karla Otto de Nassau Siegen, który stał się właścicielem tych terenów, bo dobrze się wżenił. Jego żoną była Karolina Gozdzka (Sanguszkowa), właścicielka ogromnych włości rozciągających się w tej okolicy. Tu wznosił się Pałac Gozdzkich wybudowany w XVIII wieku. Księcia de Nassau możemy też kojarzyć z „Panem Tadeuszem”, gdzie występuje jako książę Denassów – awanturnik, podróżnik i myśliwy.
Ale wróćmy do sportu, wszak „Dynasy” to przede wszystkim kolarstwo. Warszawskie Towarzystwo Cyklistów wychowało na tym torze wielu znakomitych polskich kolarzy tamtych lat. Tu odbyły się pierwsze Mistrzostwa Polski na torze, w roku 1921, wygrywa je Józef Lange, który na co dzień trenuje na „Dynasach”.
Oto w roku 1924 na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu czwórka naszych kolarzy zdobywa srebrny medal w wyścigu torowym na 4 km ze startu zatrzymanego. Tomasz Stankiewicz, Józef Lange i Franciszek Szymczyk to kolarze WTC, czwartym jest Jan Łazarski z Krakowskiego Klubu Cyklistów. Wielki sukces polskiego sportu w kilka lat po odzyskaniu niepodległości. Po przebudowie obiekt zmienia swój charakter. W latach 30-tych zaczyna dominować piłka nożna. Ówcześni kibole dają znać o sobie. Często dochodzi do bójek. Szczególnie zaciętych, gdy na boisku gra drużyna „Makabi”.
Chuligani skutecznie zniechęcają warszawiaków do odwiedzania tego miejsca. Kończy się umowa dzierżawy WTC. Na działce planowane są budynki mieszkalne. Jest rok 1937. Dynasy dziś, to maleńka uliczka na zboczu skarpy wiślanej ciągnąca się od ulicy Oboźnej do Zajęczej w stronę Tamki. Po dawnym torze nie ma śladu. Na zboczu skarpy rośnie trawa, na której bawią się dzieciaki i ganiają pieski.
Z okazji Świąt Wielkanocnych życzymy Wam dużo zdrowia, spokoju, osobistych radości, ale i wytrwałości. Mamy nadzieję, że ten czas, mimo że wyjątkowy, upłynie Wam w przyjemnej, rodzinnej atmosferze.
Czy jest możliwe, by w niedługim czasie Igrzyska Olimpijskie przeszły gruntowną ewolucję i zostały rozszerzone o kolejne odmiany czy edycje: „Wiosenną” i „Jesienną”, co oznaczałoby, że Igrzyska mogłyby odbywać się corocznie?!
Rozważania na ten temat, jakiś czas temu, przedstawił prof. Józef Lipiec, filozof, przewodniczący Polskiej Akademii Olimpijskiej. Zanim jednak zaprezentujemy główne myśli takiej koncepcji to przypomnijmy, po krótce, jak wygląda rozwój programu olimpijskiego na przestrzeni lat, bo to wydaje się być powodem do rozważań nad ewolucją, czy bardziej rewolucją w organizacji Igrzysk w przyszłości.
Choć tegoroczne Igrzyska Olimpijskie, które miały się odbyć w Tokio zostały przełożone, z powodu pandemii koronawirusa o rok, na lato 2021, to przecież mamy nadzieję, że sama idea olimpizmu nie ucierpi i że będzie nam dane emocjonować się rywalizacją najlepszych sportowców świata i oglądać jedno z największych wydarzeń na świecie, bo do takiej rangi urastają Igrzyska Olimpijskie.
Każdy sportowiec chce pojechać na Igrzyska, być olimpijczykiem to zaszczyt, a zdobyć medal olimpijski to niezwykły honor i wielkie marzenie. Wyniesienie rangi Igrzysk do takiej rangi powoduje, że inne zawody mistrzowskie, jak Mistrzostwa Europy, czy nawet Mistrzostwa Świata stają się często tylko eliminacjami do udziału w Igrzyskach!
Igrzyska rozrastają się, z każdą ich edycją w programie przybywa dyscyplin i konkurencji. Zwiększa się ilość państw uczestników i liczba zawodników, a co za tym idzie rośnie liczba trenerów, lekarzy, masażystów, oficjeli…
W pierwszych Igrzyskach w 1896 roku w Atenach program sportowy obejmował 43 konkurencje, a uczestniczyło w nich 14 państw. W roku 2016 w Rio de Janeiro wystartowali reprezentanci 207 państw w 306 konkurencjach! W zimowych Igrzyskach, które po raz pierwszy odbyły się w 1924 roku w Chamonix (Francja) sportowcy startowali w 16 konkurencjach, a w Igrzyskach w Korei w 2018 roku tych konkurencji było już 102.
MKOl boryka się z dwoma tendencjami, z jednej strony z naciskiem, aby program sportowy Igrzysk rozszerzać o nowe dyscypliny czy konkurencje. Dzieje się to najczęściej pod naciskiem gospodarzy Igrzysk. Z drugiej strony z tendencją ograniczania ilości zawodników ze względu na czas trwania Igrzysk i koszty z tym związane. Dlatego spotykamy się z takimi dziwactwami jak choćby wprowadzenie do programu rugby 7-osobowego, właściwie nie rozgrywanego poza Igrzyskami, czy też kilku odmian taekwondo. Za to likwidowane są inne konkurencje np. przepiękny drużynowy wyścig kolarski na 100 kilometrów. W szermierce decyduje losowanie, która broń będzie w danym roku w programie, a która się w nim nie zmieści. W przypadku sportów gimnastycznych, w skokach na trampolinie w programie olimpijskim znalazły się skoki indywidualne ale synchrony już nie. Akrobatyka od lat dobija się do olimpijskich drzwi, póki co bezskutecznie.
W wywiadzie z profesorem Józefem Lipcem, dziennikarz Artur Gac pyta: – Pomysł na igrzyska „czterech pór roku” to Pana autorska koncepcja? – Tak, szukałem czegoś takiego m.in. gdy pisałem o powodach rozdziału igrzysk na dwa segmenty: letni i zimowy. Gdzie umieścić specjalizacje, które nie znoszą ani śniegu ani upału, a ponadto wielu sportowców związanych z dyscyplinami halowymi ma poczucie, że nie pasują do igrzysk zimowych ani letnich, skoro… rywalizują pod dachem. – Nazwa „cztery pory roku” kojarzy się dość jednoznacznie. – Rzecz jasna chodzi o kompozycję Vivaldiego, który byłby dobrym patronem. Można by nawet wykorzystać swoisty nowy hymn jako motyw tej wizji olimpijskiej. – Zdaniem Pana Profesora na ile realne jest urzeczywistnienie tej koncepcji? – Myślę, że jest to realne pod warunkiem, że znajdzie się grupa ludzi, która prywatnie uzna, że warto to poprzeć. […] Ja bardzo wierzę w publicystykę, dziennikarzy i media społecznościowe. – Pojawiły się kolejne sporty, których wielość powoduje, że programy igrzysk pęcznieją. – I tu zasadne jest pytanie: czy jest sens, by z jednej strony stosować środki restrykcyjne wobec ciągle kandydujących nowych dyscyplin i odtrącać je. A z drugiej strony, jaki jest powód by ciekawe, nowe dyscypliny, związane z postępem, nowymi potrzebami i formami aktywności tak po prostu odrzucać? […] Wyjściem jest wykorzystanie dwóch następnych pór roku, aby nowe dyscypliny otrzymały prawo uczestnictwa w rodzinie olimpijskiej!
Tyle Pan Profesor. Co wy na to? Co roku Igrzyska Olimpijskie? Co roku ogień z Olimpu przenoszony do kolejnego miasta? Czy to aby nie spowszechnieje? Czy takie Igrzyska wciąż będą wielkim wydarzeniem światowym? Poczytajcie książkę prof. Józefa Lipca „Homo Olimpicus”.
Pozostajemy w domu! Czytajmy książki. Czytajmy książki o sporcie. Każdy wybór jest dobry. Oto moje propozycje:
„KUKUCZKA” Człowiek gór. Bez nich nie mógł żyć. Zdobył wszystkie 14 ośmiotysięczników jako drugi na świecie po Reinholdzie Messnerze. Górom poświęcił wszystko i góry go zabrały. Zginął na Lhotse w październiku 1989 roku. Pasjonująca opowieść o granicach ryzyka, walce z naturą, budowaniu ludzkich charakterów, przyjaźniach i rozterkach. Co jest ważniejsze, góry czy rodzina, jak to ważyć? Książkę Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego czyta się jednym tchem. „Góry wzywają ludzi, którzy pragną w życiu wartości duchowych” to pierwsze zdanie książki.
„ROMANTYCZNE MECZE” Bohdan Tomaszewski, legendarny dziennikarz sportowy. Jedyny i niepowtarzalny. Jego relacje z zawodów to były czary, często ważniejsze od samych zawodów. „Czarodziej słów”. Słynne transmisje z Wyścigów Pokoju, meczów lekkoatletycznych, igrzysk olimpijskich do dziś pozostają niedoścignionym wzorem. „Romantyczne mecze” to książka z dawnych lat. Nie znajdziemy tu relacji z zawodów, ale dotkniemy czegoś, co w sporcie równie ważne. Nastrój, wrażenia, duch walki, przeżycia, piękno sportu i szacunek dla rywala. Romantyzm! Miniaturki sportowe, o znakomitościach, sportowych sławach i o ludziach nikomu bliżej nieznanych, o wielkich stadionach i boisku za topolami. A wszystko o czasach, które dawno minęły ale wspomnienia… znakomite!
„WÓJT” Podtytuł – „Jedziemy z frajerami. Całe moje życie”. Książka jak spowiedź. Jedna z najbardziej barwnych postaci polskiego futbolu Janusz Wójcik opowiada o zakamarkach polskiej piłki nożnej. O korupcji i sukcesach. Trener, który doprowadził polską drużynę do olimpijskiego srebra w Barcelonie w 1992 roku. W tej ekipie grał Jerzy Brzęczek, obecny trener polskiej reprezentacji. Janusz Wójcik trener skandalista, poseł skandalista… unikat, szarlatan, gwiazdor… Wójcik nigdy nie przebierał w słowach, walił prosto z mostu. I tak jest w tej książce. „Siekać frajerów, do piachu z nimi… wskakujemy im na garby, nosami mają ryć po glebie…” to tylko jeden z cytatów tzw. języka motywacyjnego Wójcika. Kto tego nie czytał niech przeczyta!
I dwie najnowsze pozycje:
„ZAPISKI Z KRÓLESTWA” Najchętniej oglądana liga piłkarska na świecie to, oczywiście, „Premiership”, angielska ekstraklasa. Co takiego jest w angielskiej piłce, co czyni tę ligę tak magiczną, co za tajemnica jest skryta w meczach Manchester United, Manchester City, Liverpoolu, Arsenalu, Chelsea i innych angielskich klubów? Przemysław Rudzki, dziennikarz piszący o piłce nożnej z pasją opowiada o angielskim futbolu, jego tajemnicach, o zwycięstwach i porażkach, o pieniądzach, o meczach wielkich i tych małych, pozornie nieważnych a tak istotnych dla uczestników i kilku widzów. Wszyscy są bohaterami, znanymi wszystkim lub znanymi nielicznym. 50 historii a każda inna ale każda pasjonująca.
„PRZEŚCIGNĄĆ SWÓJ CZAS” Irena Szewińska, jedna z największych postaci światowego sportu. Zdobywczyni 7 medali olimpijskich. Dama Lekkoatletyki. Długoletnia członkini MKOl. A jednocześnie wielka przyjaciółka ludzi, skromna, miła, ujmująca. Sportowiec z autorytetem i wielką charyzmą. O takiej właśnie Pani Irenie pisze Maciej Petruczenko w swojej książce. Kim była w sporcie i poza sportem. O tym opowiadają też jej przyjaciele i rywalki z bieżni. Piękne zdjęcia autorstwa Janusza Szewińskiego, męża Ireny dopełniają całości.