Jest niedziela, 24 października. Godzina 17–ta z minutami. Rozpoczyna się przedstawienie w Cyrku Zalewskich. Cyrk rozłożył się na warszawskiej Woli, w pobliżu centrum handlowego. Tłoczno. Walą ludzie do cyrku prawie jak dawno, dawno temu do Cyrku Staniewskich przy Ordynackiej. 

Pierwsze triki bawią publiczność. Piękna dziewczyna to znika w pudle, to pokazuje się w innym całkiem nieoczekiwanie. Za chwilę akrobata kręci figury pod sklepieniem namiotu. Ale czekamy na występ trójki akrobatycznej dziewczyn z Rzeszowa. Już są, zaczynają, prezentują trudny program. Po każdym elemencie publiczność bije brawo. Słychać ochy i achy. Jest wybornie. Pokaz okazuje się hitem przedstawienia. W nagrodę otrzymują puchar od gospodarzy cyrku. Nikola Kamińska, Wanesa Kamńska i Milena Lew z uśmiechem kłaniają się i dziękują publiczności. I tak było w każdą październikową sobotę i niedzielę. Poczuliśmy się jak słynnym Cyrku Słońca. 

A właśnie? Może warto pomyśleć o Polskim Cyrku Słońca. Państwo Zalewscy, co wy na to? A wy, drodzy internauci! Czy cyrk w którym dominuje akrobatyka, ekwilibrystyka, nieziemskie ewolucje gimnastyczne, skoki na trampolinie i bez niej, gra świateł, bajkowe stroje i poruszająca muzyka to dobry pomysł? 

JW.

Zdjęcie od: @cyrkzalewski